nawrócenie

„Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.” (Gal 2:20)
Ziarno można albo zjeść albo zasiać. Życie można albo przejeść albo przeżyć. Możesz albo przeczekać albo zaryzykować. Przesiedzieć w kokonie albo z niego wyleźć, by rozwinąć skrzydła. Ta trudniejsza opcja zawsze kosztuje. Ale w efekcie satysfakcjonuje. Bo za tym tęskni twoje serce. Oddając je Dawcy Życia osiągniesz spełnienie. To są twoje buty. Właśnie po to się urodziłeś, by należeć do Jezusa. Tak jak księżyc nie świeci swoim blaskiem, tylko odbija światło słoneczne, tak i ty odbijaj Jego światło, by widziano w tobie Chrystusa. Zapomnij się dla Niego, a nie będziesz zapomniany. Zostaw wszystko dla Niego, a otrzymasz dużo więcej. Oddaj się Mu w niewolę, a doświadczysz wolności: od grzechu, świata i siebie samego. Oddaj mu swój czas, a dostaniesz wieczność. Życie trwa. Szkoda czasu. Ile jeszcze adwentów dostaniesz? Ile potrzebujesz?
On przychodzi do ciebie.
Ty przyjdź do Niego.

Można powiedzieć, że duchowa osiemnastka mi wczoraj stuknęła. Dokładnie w dniach 11-12 grudnia 1999 uczestniczyłem w ewangelizacyjnym kursie Filip, gdzie oddałem życie Jezusowi. Drugiego dnia kursu była modlitwa wstawiennicza, gdzie nałożono na mnie ręce i doświadczyłem Ducha Świętego. Ależ to było dotknięcie! Pamiętam jak mocno to przeżyłem. Miłość nie do opisania. Pokój leczący głębokie zakamarki niespokojnej duszy. Łzy szczęścia, wdzięczność za Jego pocieszające Słowo i wielka nadzieja. Ciasna salka parafialna wspólnoty Chefsiba pomieściła Niebo w wielu spragnionych Boga sercach. Czy Jezus był wcześniej w moim życiu? Jasne! Czy doświadczałem Go? Pewnie. Ale nigdy na taką skalę! I nigdy wcześniej tak świadomie! Usłyszawszy ewangelię o Chrystusie, który umarł za mnie na krzyżu i zapłacił za moje grzechu, doświadczywszy tak wielkiej miłości nie mogłem już pozostać taki sam. Tego dnia postanowiłem pójść za Nim na serio, biorąc konsekwencje z tego wynikające. Zaczął się nowy etap. I jestem Mu wdzięczny za to, że mogę Go kochać i Mu służyć. Chwała Tobie, Królu!

Mają przerąbane. Jak owca, moneta i syn marnotrawny z Łk 15. W ciemnościach, zgubieni i zagubieni. Sytuacja mocno podbramkowa. Prawie beznadziejna. I dlatego pojawił się On. Przyszedł, aby ocalić to, co zgubione. Zawalczył całym sobą ryzykując wszystko, nawet swoje życie. Warto było szukać, ratować i wyczekiwać zgubionego. Jezus nie przyszedł do przekonanych o swojej wypasionej moralności, którzy ozdabiają buźki makijażem samousprawiedliwienia. On przychodzi do tych, którzy wiedzą, że sami sobie nie potrafią pomóc.
 „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”. (Łk 19:10)
Zachwyca mnie oszalałe z miłości serce Zbawiciela. Kocha i nie kalkuluje. Ponosi najwyższy, niewyobrażalny koszt – choćby tylko dla jednej osoby. Dla ciebie i mnie.