Miesiąc: Sierpień 2017

Wyzwania mogą przybić. Ale mogą też stać się szansą na głęboki i szczery kontakt z Bogiem. Wobec zmagania może już nie wystarczyć codzienny, zgrabnie ułożony religijny schemat, który daje nam poczucie dobrze spełnionego świętego obowiązku. Takie tam parę ładnie brzmiących zdań, za które Pan Bóg postawi nam niby piątkę w dzienniczku. Ale kiedy robi się gorąco, na bok odkładamy ślicznie sklecone wierszowane przemowy i gadamy jak jest naprawdę. Boże! Ratuj!
Halo…! Jest tam kto? Potrzebuję Cię! Przyjacielu, nie odwracaj ode mnie twarzy!
Serce łyse jak kolanko mówi jak jest. Już nie silimy się, by zrobić na Nim dobre wrażenie. Przeciwnie. Bez maski, nadzy jak Adam wyłazimy z krzaków własnych pozorów. Takich nas kochasz! Takich nas znasz! Takich nas chcesz! Jak dzieci prawdziwych. Wtedy dopiero widać Królestwo… Otwarte szeroko od wieków. W ramionach stęsknionych. Przybitych bezbronnie. W grobie pustym. W Wieczerniku płomiennym. W czekaniu, bo lada moment wrócisz.
Daj mi, Panie, skrzydlate serce. Wolne od kajdan komfortu. Wolne od (nie)świętego spokoju. Wolne od siebie dumnego i pustego.
Pociągnij mnie za rękę. 

Pójdę, gdzie zechcesz.
Jako chrześcijanie mamy tendencję do nadużywania kodu językowego, który nie zawsze jest rozumiany przez osoby spoza środowiska. To trochę taki slang, którego trzeba się nauczyć, żeby dostać się do grupy wtajemniczonych. „Chwała Panu” i „Alleluja”? To pestka! Spróbuj tego: „Zostałem oczyszczony krwią Baranka” albo „Namaszczenie Ducha Świętego spłynęło na mnie i sprawiło, że nie chodziłem już w ciele tylko duchu…” 
Grubo, nie? Już sobie wyobrażam minę osoby, która nigdy nie była w kościele. Jak ten nieborak ma cokolwiek z tego zrozumieć? Jak ma zapragnąć przyłączyć się do tego „jaśnie oświeconego” towarzystwa?
Nasze elitarne zwroty brzmią momentami tak strasznie duchowo, że staje się to lekko nawiedzone albo conajmiej śmieszne. Zdaję sobie sprawę, że sam nie jestem od tego wolny i jestem gotów uderzyć się w pierś. Pamiętam jak kiedyś prowadząc modlitwę uwielbienia zawołałem z przejęciem: „Panie, Twoje Słowo jest jak miód w moich uszach!” 
Ze slangiem chyba nie ma co walczyć. Trzeba raczej mieć świadomość jego istnienia. I nieustannie zadawać sobie pytanie, czy to mówię i komunikuję jest zrozumiałe? Inaczej nasz język – choćby nie wiem jak święty – staje się bezmyślnym odtwarzaniem wygodnych, oklepanych zwrotów, gdzie już nie trzeba się wysilać, nie trzeba niczego tworzyć czy opisywać innymi słowami. I to sprawia, że stajemy się hermetycznym towarzystwem wzajemnej adoracji. Brakuje tam powietrza jak w niewywietrzonym pomieszczeniu. Dlatego otwierajmy choć lufcik dystansu, uchylajmy okno autoironii – inaczej zabrniemy w ślepą uliczkę smutnego, drętwego formalizmu. (Bleee….)
A może wy pamiętacie jakieś niecodzienne lub zabawne sytuacje z tym związane? Śmiało, piszcie w komentarzach. Pośmiejmy się z siebie, to nam dobrze zrobi! 

Jezus obiecuje Piotrowi, że zbuduje Swój Kościół i że moce piekielne go nie przemogą. Czym jest Kościół? To nie budynki tylko ludzie. To nie instytucja tylko Ciało Chrystusa. Chcesz pomóc Jezusowi budować Jego Ciało? Buduj ludzi!!! Zachęcaj ich, wzmacniaj i pocieszaj. Przebaczaj i wierz w nich – jak Pan Bóg. Wypowiadaj słowa podnoszące, a nie niszczące. Wtedy będziesz najlepszym budowniczym. Zostaw małym, pysznym ludziom plucie na innych i hejt. Ty zajmij się budowaniem Kościoła. W każdym człowieku jest coś dobrego, co zasługuje na zauważenie. Doceń to.  Tak mało dziś zachęty. Ogród kwitnie nie tylko gdy jest przycinany i pielony, ale przede wszystkim podlewany. Niech popłynie z twych ust zachęta!
Jakub wiele lat trudził się, by zapracować na żonę, a potem i tak dostał nie tę, co chciał. Józef najpierw naiwnie podłożył się braciom dzieląc się z nimi swoim snem, a potem niesprawiedliwie przesiedział kupę czasu w więzieniu. Mojżesz po czterech dekadach jako książę Egiptu, przez kolejne cztery był dyrektorem projektu „wychów owiec”. Życie dało tym gościom mocno w kość. Może i Tobie daje. 
Nie poddawaj się tak łatwo. Wierzę, że to nie koniec filmu. Czy jesteś na pustyni serca, w więzieniu ograniczeń czy walczysz o marzenia – rób to z Jezusem! Wtedy każde wyzwanie nabiera głębszego sensu i widać je w szerszym kontekście, tzw. nadziei. 

Wszystko, co poddane Jemu (choć może krętymi drogami) jednak zmierza we właściwym kierunku. Na końcu i tak wygramy. Tak jest napisane w tej czarnej, grubej Książce. Uwierzymy Mu na Słowo?