Miesiąc: Maj 2017

Sioń! Koń! Jeji! 
Nasz piętnastomiesięczny cud opisywał z przejęciem kolorowe ilustracje Biblii dziecięcej. Była godz.21 i moja żona marzyła o tym, żeby po ciężkim dniu usiąść w fotelu ze swoją Biblią i w ciszy spędzić choć kilka minut sam na sam z Bogiem. 
Szybko musiała zmienić plany. Oliwka wskoczyła na kolana mamy i wskazując na obrazki opowiadała mamie, co robią zwierzątka oraz „Jeji” (Jezus).
Zrozumiałam, że tak samo czuje się Bóg – wyznała mi Iza. Kiedy do Niego przychodzimy i opowiadamy Mu o wszystkim, co jest dla nas ważne. Pokazujemy różne obrazki i tłumaczymy Bogu co i jak. 
Nasze życiowe, pokomplikowane wyzwania zamieniają się przy Nim w „Koń, sioń.”

Tata po prostu się nami cieszy. Że jesteśmy. Że znów siedząc na Jego kolanach i patrząc Mu ufnie w oczy wyznajemy: „Jeji, Jeji.”



Nie chodzi o to, żeby mieć cały czas duchową górkę, charyzmatyczny high. Ale chodzi o to, żeby umieć przejść z jednej górki na drugą – z chwały w chwałę.  Czasem słońce, czasem deszcz – ale cały czas w przymierzu, w przyjaźni, we wzajemnym zaufaniu. Każdy czas jest dobry – jeśli tylko przeżywam go z Bogiem. Wtedy nabiera bezcennej wartości. Głębi starego małżeństwa.

Stali z buziami rozdziawionymi. I „uporczywie” wpatrywali się w niebo. 
My też tak czasem mamy. Bóg coś zamknął i szykuje kolejne otwarcie. A my wtedy patrzymy wstecz. Bo się przyzwyczailiśmy. 

Bo dobrze nam w rozstawionym wczoraj namiocie, a tu trzeba ruszać. Dziś obłok przesuwa się dalej w drodze do ziemi obiecanej. Pamięć o przeszłości ma nam nadać tożsamość, a nie paraliżować przed nowym. Choć Pan jest Bogiem historii, to nieustannie „czyni nową rzecz.” Czas zamknąć (może nawet słusznie) rozdziawioną buzię i iść do Jeruzalem. Oczekiwać wylania Ducha Świętego, który chce zmienić wszystko. Bo kiedy uporczywie patrzymy w niebo, On chce zstępować na ziemię i odmieniać jej oblicze. Przyjdź, Duchu Święty do naszych skostniałych serc. Tchnij w nas Swoje życie! Ożyw zeschnięte kości! Czekamy na Ciebie.
„Słowo wychodzi z ust moich, nie po to, by wrócić do Mnie bezowocnie, lecz aby wypełnić moją wolę i spełnić to, z czym je posłałem.” (Iz 55:11)
Słowo jest jak ziarno. Maleńkie, niepozorne, łatwo je przeoczyć i nie zwrócić na nie uwagi. Ale Jego Słowo ma w sobie gotowy materiał, by stać się owocem. Szczęśliwy i mądry ten, kto je pielęgnuje. Chroni przed uschnięciem, gorącem i chłodem. Kto poświęca czas, środki i siły, by mogło rosnąć i rozwijać się w sercu. Ten żmudny proces przynosi wreszcie wyczekiwany efekt: owoc. Oddajemy Ojcu chwałę, jeśli Jego słowo przynosi w nas plon. To wszystko dzieje się w czasie i dlatego wymaga od nas wiary i wytrwałości – właśnie tak dziedziczymy Boże obietnice.(Hbr 6:12)
„Śpiewajcie Panu pieśń nową…” 
(Ps 98)
A czasem jest wręcz przeciwnie: stara śpiewka. Już nie pieśń, a śpiewka. Już nie nowa, a stara. Dobrze znana. Oklepana. Jak szczelnie zamknięte pomieszczenie. Zamknięte w schematach i rutynach.
Czasem moje życie z Bogiem tak się prezentuje.
Trzeba uchylić lufcik. Okno. Otworzyć drzwi. Wpuścić Bożą obecność. Przewietrzyć i odświeżyć. Bo jak człowiek się dusi, to już do niczego się nie zmusi. 

Przyjdź, Stworzycielu Duchu Boży! Przyjdź i odnów moje serce. Zburz moje mury. Poszerz mój namiot. Niech zabrzmi nowa pieśń!