Nic nie jest bez sensu, żaden trud nie jest daremny – jeśli tylko idziesz z Nim za rękę. Wtedy każde zmaganie i walka jest po prostu fazą przejściową z nieodłączną nadzieją. Po każdej nawet najdroższej zimie nadchodzi wiosna. Po każdej ciemnej nocy nadchodzi poranek. Więc ufaj i czekaj. Trwaj wpatrzony nie w okoliczności, ale w Jego oczy.
Bóg nie koniecznie daje nam to, czego oczekujemy, ale z pewnością to, co jest nam potrzebne. Nasza perspektywa jest ograniczona, wybiórcza i mocno nasączona ego. Za to On widzi wszystko w doskonały i całościowy sposób. I nie ma względu na osobę. Dlatego „w ciszy i zaufaniu jest nasza moc”. Nie wiem, nie czaję, nie potrafię pewnych rzeczy zajarzyć, załapać – dlaczego czasami jest tak jak jest. Ale będę ufać. I iść dalej. Nie zatrzymam się w złości i frustracji, raczej dojdę do celu w zaufaniu i wytrwałości. Mój Bóg widzi w ukryciu i mi odda. W Swoim czasie.
Wszechmocny i doskonały Bóg ma słabą pamięć i szybciutko zapomina wyznane przez nas grzechy. Więc skoro On zapomina, to może Ty ich Mu nie przypominaj. Przebaczenie jest jak dar – trzeba je przyjąć. Inaczej chodzimy dźwigając ciężary, których ani Bóg ani ludzie na nas nie nakładają. A kiedy już przyjmiesz ten najcenniejszy dar, to i ty go hojnie rozdawaj. Przebaczenie oznacza, że być może nie od razu zapominasz, ale już na pewno nie wypominasz.
W tych wszystkich chwilach kiedy czujesz się maleńki i poniżony, obśmiany i naznaczony wiedz, że On jest blisko. Najbliżej. Że może podnieść twoje serce i wypełnić je Swoim pocieszeniem. Ta pociecha chce zabrać twój wstyd, to, że czujesz się głupi, to całe wrażenie niewystarczalności i niskie poczucie wartości. W Jego oczach jesteś kimś wyjątkowym, bo oddał za ciebie wszystko, co miał. Król wierzy w ciebie bez umiaru i bezgranicznie cię kocha! On widzi nie tylko to, kim jesteś dziś, ale też to kim staniesz się wzrastając w Jego obecności. Weź więc głęboki wdech, wyprostuj omdlałe kolana, podnieś swój wzrok. Jego wierna miłość zmienia wszystko! Niech Jego płomień rozświetli twoje nawet najciemniejsze zwątpienie. Ruah! Panie tchnij w nas Swoje życie!
To nieprawda, że im człowiek starszy, tym mądrzejszy. Jest masa innych czynników, które pomagają nam zdobyć mądrość. Na upływający czas nie mamy wpływu, ale na decyzje, które w tym czasie podejmujemy – już tak. Nie masz wpływu na to w jakiej rodzinie się urodziłeś, ale masz np. wpływ na to jakimi przyjaciółmi się będziesz otaczać.
Nie masz wpływu na to, co jest nadawane w telewizji, ale masz wpływ na to, co zdecydujesz, że oglądasz. Ponieważ to ty podejmujesz decyzję każdego dnia jak wykorzystasz dany ci z góry czas. Prawdziwa mądrość to nie wiedza – ponieważ dziś bardzo łatwo znaleźć informacje w sieci. Myślę, że mądrość to raczej umiejętność przeżycia swoich dni w świadomy sposób. Osiągając cele, jakie się wytyczyło, a nie reagując tylko na codzienne okoliczności. To pomaga rozprawić się w sobie z syndromem ofiary. I przejść do budowania mentalności zwycięzcy. Bo cała bitwa rozgrywa się w naszym umyśle.
Zawsze porusza mnie ta chwila, gdy Jezus myje stopy uczniom. Zachowuje się jak niewolnik, a jest przecież Królem Królów! I nie robi tego z poczucia winy, z fałszywej pokory, z jakichkolwiek niezdrowych motywacji, ale po to, żeby nas czegoś nauczyć. „Nazywacie mnie nauczycielem i Panem? I słusznie czynicie.” Jezus dobrze wie, Kim jest. Ma pełną świadomość danej Mu od Ojca władzy oraz potężnego autorytetu duchowego. I pokazuje jak należy z niego korzystać. Nie nadużywa go, tylko usługuje innym. Im więcej dostaliśmy, tym bardziej powinniśmy się tym dzielić. To niezasłużone wyróżnienie powinno napełniać nas drżeniem i świadomością, że pewnego dnia zdamy sprawę z tego ile daliśmy innym z tego, co sami od Pana otrzymaliśmy. Dlatego uniż się, pochyl się. Rezygnując z własnej korzyści, dziejąc się sercem podążasz śladami Jezusa. Do tego zostałeś stworzony, powołany i wyposażony.
Kościół powinien odczuwać dumę nie z siebie, ale swojego Zbawcy. To nie my – nie nasze nauczanie, wiara, moralność, dziedzictwo, dobroczynność, etc., ale obecność naszego Króla jest tym, co się najbardziej liczy. To przecież On nas uświęca, umacnia, oczyszcza i przynosi w nas owoc. Ten piękny romans zepsutej prostytutki, niezmiennie i bezwarunkowo traktowanej przez Króla jak królewna jest właśnie historią zbawienia zapisaną na kartach Pisma. My jak świnki taplając się błocie, ciągle szukamy jakiegoś pospolitego żarcia, a On daje nam nową tożsamość, nowe czyste ubranie i zaprasza do najdroższej restauracji mówiąc: „Jesteś tego warta”. Im więcej z Nim jesteśmy, tym bardziej to odkrywamy. Że wszystko jest darem. A największym Jego miłość – niezasłużona.
Kiedyś Ulf Ekman zauważył, że chrześcijanie mają problem z trzymaniem się środka drogi. Albo są w jednym albo w drugim rowie, nigdy zaś pośrodku drogi. A, przepraszam, bywają takie sytuacje, że są na środku przez chwilę – kiedy przechodzą z jednego rowu do drugiego…
Oj, my to potrafimy wylewać dziecko z kąpielą. To niepokojące – tym bardziej, że dzieckiem jest Jezus.
Być pełnym wiary nie znaczy pełnym bezczelności. Kochać owszem, ale nie zaduszać miłością. Dzielić się świadectwem, ale też słuchać rozmówcy. Być lojalnym, ale nie zaprzedawać duszy. Pokornym, ale nie naiwnym. Silnym, ale nie nieczułym. Chętnym do pomocy, ale asertywnym. Itepe, itede. Zawsze jest ten środek drogi i choć jest wąski, to wierzę, że z pomocą Ducha trzeźwego myślenia da się trzymać rejs.